Zmieniło się dużo po 1990 roku w Polsce. I jakby dla niektórych proces już się zakończył. Jedynie niewielkie zmiany systemowe zapewnią szczęśliwość dla pewnej grupy społeczeństwa. Zwykłe, kosmetyczne poprawki umacniające dominację wolnego rynku nad życiem społecznym. I okazało się, począwszy od Stanów Zjednoczonych, że zbawienna „niewidzialna ręka rynku” nie jest remedium na wszystkie bóle człowiecze. Proces interwencji państwowej na niemal wszystkich rynkach finansowych świata uświadamiamy sobie, że to założenie jest niemal całkiem fałszywe. Interwencjonizm państwowy dowodzi, że we wszystkich relacjach ważny jest jednak człowiek. Pieniądz nie może stanowić celu samego w sobie. Pieniądz jest jedynie środkiem do celu, ma służąc człowiekowi. Obecnie korporacje finansowe interweniują we własnej obronie, próbując nam, szarakom wmówić, że to dla naszego wspólnego dobra. I niechby politycy próbowali nawzajem uspokajać swe znękane kryzysem finansowym duszę. My wiemy swoje.
Zejdźmy w rozważaniach na nasze lokalne podwórko. Jak już wspomniałem w reformowaniu kraju jakby zaniechano dokonywania zmian w sferze kształtowania społeczeństwa obywatelskiego, które swą aktywnością, w założeniach programowych miało wpływać na obraz życia społecznego w kraju, które miało stanowić formę nadzoru społecznego nad sprawującymi władzę. W reformowaniu sfery kultury w olbrzymim zakresie ograniczono interwencjonizm Ministerstwa Kultury, oddając całą odpowiedzialność za nią lokalnemu społeczeństwu. I na tym geście jakby zakończono reformowanie. W lokalnych strukturach władzy, powszechnie zwanych „samorządem gminnym czy powiatowym” zaczął obowiązywać zapis o odpowiedzialności za sferę kultury. Wyłonieni w demokratycznych wyborach radni, bardzo poważnie potraktowali to zadania, w myśl powszechnie obowiązującej wiedzy (stereotypów) uznając, że wszyscy na kulturze się znają. Wobec powszechnej niechęci do poszukiwań wiedzy, do nauki, na dobrą sprawę radni pozostawieni samym sobie przypomnieli sobie rozwiązania z poprzedniego okresu. W procesie dostosowywania własnej, ułomnej wiedzy, zmieniono nazwania tych działań. Formy, metody, środki pozostały bez zmian. I oto na nowo rozpoczął się proces obowiązkowego przystosowywania do nowego systemu oferowany prze niezwykle odpowiedzialne i przejęte swoją funkcją, władze samorządowe. Rozmnożyły się na nowo rozpisywane powszechnie i niemal w każdej gminie, a na pewno w każdym powiecie konkursy plastyczne chwalące profesjonalizm, skądinąd bardzo szlachetnych zawodów, funkcjonujących w nowym systemie władzy. I nie chodziło o policjantów, strażaków a o uświadomienie najmłodszym uczestnikom, struktury sprawowania władzy, w której policjanci i strażacy byli niezbędnymi podmiotami. Ponowiono również realizację okolicznościowych spotkań, akademii, wieczornic z okazji kolejnych rocznic – świąt państwowych. Zmieniły się intencje świąt, ich daty. Forma pozostała taka sama. Szczególnie w warstwach pozwalających na kreację sprawujących władzę, przypominając wyborcom w okresie pomiędzy wyborami, kto tak naprawdę sprawuję władzę. Niezbędnym fragmentem sprawowania tejże władzy była świadomość „posiadania” gotowych w każdej niemal chwili form prezentacji artystycznej miejscowych grup. I dlatego w regionach, w których mocno wpisał się, nieistniejący w rzeczywistości, co najmniej od kilkudziesięciu lat – folklor, odżywały i rosły w siłę zespoły regionalne często noszące w nazwie określenia („pieśni i tańca” – to na wzór zespołu „Mazowsze” czy „Śląsk”) W ostatnim czasie inspirowane telewizyjną powstały liczne grupy tańca towarzyskiego czy nowoczesnego. I nie byłoby w tym zjawisku nic nagannego, gdyby z jednej strony grupy te stanowiły zaplecze artystyczne dla licznych mityngów czy spotkań politycznych. Z drugiej strony stosowane formy edukacji w tych zespołach polegały na wiernym odwzorowywaniu programu artystycznego. Nic więcej nie zauważałem w postawach tych młodych ludzi, oprócz wiernego odtworzenia profesjonalnych często pierwowzorów. O pracy wychowawczej, o kształtowaniu osobowości młodego człowieka nie było nigdy mowy. Stosowanie metod pracy z młodymi amatorami, pochodzących ze sfery profesjonalnych artystów jest wielkim błędem stworzonej struktury kultury samorządowej. Z jednej strony do działań tych skłaniały tzw. instruktorów chęć osiągnięcia profesjonalnych efektów w pracy grupy, spełnienia oczekiwań samorządowych mocodawców w coraz to nowym sięganiu po trofea różnych turniejów czy konkursów, usprawiedliwiając w ten sposób przed takimi jak ja, sens funkcjonowania takiego kształtu kultury samorządowej. Jednakże jestem przekonany, że metodami sięgającymi tresury młodych ludzi, nie wychowa się kreatywnych, świadomych obywateli budujących zręby społeczeństwa obywatelskiego „na prowincji”. (WZ – 1.11.2008r.)
|