Jeszcze kilka lat temu wydawało mi się, że nie może być gorzej w kulturze aniżeli było podówczas. Wtedy były ograniczenia ideologiczne wynikające z tzw. „polityki kulturalnej” sfer rządzących. Pomimo moich wysiłków skierowanych na zrozumienie współczesnej „polityki kulturalnej” nie zauważam niczego, oprócz uleganiu naciskom grup i osób interesu. Są równocześnie koniunkturalne fajerwerki pozwalające zaprzeczyć istniejącemu stanowi rzeczy.
Wszelkie propozycje usprawniające funkcjonowanie struktur w kulturze samorządowej spotykają się z lekceważeniem. Na pytanie dlaczego – odpowiedzieliśmy sobie nieco wcześniej znajdując źródła tego stanu w systemie funkcjonowania grup interesu, pomijających jednak interes zwykłego, szarego podatnika.
Z faktu, iż kultura dla olbrzymiej większości radnych jest zupełnie niezrozumiałą materią, głównie intelektualną, trwa od lat poszukiwanie sposobu na odczarowanie niezrozumiałych meandrów intelektualnych uniesień uzdolnionych, ale ciągle niezrozumiałych pobratymców z gatunku „homo sapiens”. Wszelkie propozycje na tzw. ”pierwszy rzut oka” funkcjonalne, a przede wszystkim przynoszące ograniczenia nakładów, wdrażane są od kilku lat w życie. W końcowym bilansie działanie to kończy się, dużymi stratami ludzkimi i finansowymi. Ale najważniejsze, że jest „ruch w interesie”, ciągle jeszcze bardzo obcym dla reformatorów.
Kultura jest obca wielu decydentom, którzy z braku własnych przemyśleń posługują się jedynie prawnymi i administracyjnymi przesłankami. Stąd blisko do manipulacji i tworzenia administracyjno – samorządowych systemów działania. To „uprawnione”, ośrodki i grupy nacisku, dzisiaj tworzą centra wpływów decyzyjnych. Dlatego że administracja i koleżeńskie uznanie, bez intelektualnej refleksji i doświadczenia, błądzą w meandrach nieznanej sfery kultury. Czasami z braku pomysłu lub z konieczności poszerzenia wiedzy, urządza się spotkania szerszego grona tzw. „współczesnych aktywistów”, by znaleźć rozwiązanie kolejnego „zaklętego rewiru kultury”. Zapominamy, że właśnie tutaj ważny jest wspomniany element „polityki kulturalnej”, czyli jasno określonych celów ogólnych, postawionych i przyjętych przez samorząd miasta. Cele te muszą być jasno określone, a propozycje form i treści z celów wynikające opracowane i realizowane w codziennej praktyce samorządowych placówek kultury.
Jak wynika z budżetu i wieloletniego kierunku realizowanej w rzeczywistości tzw. „miejscowej polityki kulturalnej”, w kolejnym roku samorządowych projekcji, następuje kolejne przekierowanie i ograniczenie środków na sferę kultury samorządowej w mieście Żywcu. Temu też służy kolejna „restrukturyzacja” (likwidacja ?) kultury. A kiedyś myślałem, że przysłowiowy „kulturalny koń” poddany góralskiej terapii odchudzającej już dawno zdechł. Stało się jednak inaczej. Dlaczego?
Po pierwsze: w poprzednich budżetach ukryto poprzez koniunkturalne oddziaływania, stan potrzeb finansowych niektórych instytucji, ukrywając rezerwy finansowe i nie realizując zapowiedzianego zakresu działalności.
Po drugie: w niektórych przypadkach nie założono, na całe szczęście dla kultury, istnienia jeszcze zasobów intelektualnych, pracujących w instytucjach kultury, osób (To się chyba nazywa inteligencją?).
Po trzecie: nie uwzględniono elementu aktywności społecznej, tak mało popularnej w dobie pazerności wśród promotorów istniejącego modelu społecznego, najwrażliwszej i niepokornej intelektualnie młodzieży. Jest to bardzo pocieszające, gdyż trudno obliczyć że w systemie ciągle funkcjonującego administracyjnego rozdzielnictwa kultury, zaczyna dominować wartość intelektu młodych mieszkańców.
W obowiązującym modelu życia najważniejsze są wartości materialne ujawnione w postaci tzw. "dóbr trwałego użytku”. Działania intelektualne stanowią dla wielu niezrozumiałą a tym samym niebezpieczną intelektualnie dziedziną życia człowieka. Gorzej jednak, gdy uniwersalni uzdrawiacze sfery kultury zdołają przeszacować wartości intelektualne. Sfera kultury pozostanie prawdopodobnie bez jakichkolwiek rezerw. O taką kolej rzeczy jestem jednak zupełnie spokojny. Matematyczna zasada mnożenia przez „zero” daje nam pewny wynik równy „zeru”. Takie przeliczniki w bilansie nakładów na kulturę muszą wreszcie ujawnić prawdziwą wartość intelektualną decydentów. Wtedy nikt nie wyprze się prawdziwych intencji prowadzonej „polityki kulturalnej” miasta Żywca.
W zakresie oszczędności w tzw. „kulturze” chciałbym podpowiedzieć jeszcze kilka rozwiązań. Zapewne w dobie urynkowienia kultury najważniejszym działaniem radnych usprawniającym finanse, będzie zrezygnowanie z bezpłatnych zaproszeń na imprezy Tygodnia Kultury Beskidzkiej, co da spore oszczędności. Imprezy kulturalne o charakterze ogólnopolitycznym winny być finansowane z prywatnych środków radnych lub ugrupowań ich reprezentujących. Zdarzają się również, imprezy ambicjonalne o specyfice kultury dworskiej i bardzo drogie. Jak bardzo? Droższe niż wcześniej wskazane oszczędności na karnetach.
Skoro chcemy się zupełnie zreformować, to próbę tą reformatorzy powinni zacząć od siebie. Od lat jestem za koniecznością zmian, równocześnie zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa prób centralizacji kultury. To wszystko już było. Czy znów możemy sobie pozwolić na reformowanie sfery kultury przez ludzi do tego niczym nie uprawnionych. Czy możemy dać szansę ciągle domagających się postaw manipulacji i ciągotek cenzorskich. W imię jakich racji i kto ma prawo decydować w dokonywaniu wyboru i to za moje, skromne, ale podatnika pieniądze. A tak naprawdę nigdy nie zgodzę się na wypowiadanie się w moim i jeszcze co najmniej kilku tysięcy mieszkańców miasta Żywca, imieniu, w zakresie mojego systemu wartości, norm moralnych, tradycji, upodobań i gustów, wiedzy ogólnej i pasji, czyli wszystkiego tego co pobieżnie można określić kulturą.
Dlaczego ciągle jakaś wciąż niedookreślona mniejszość uzurpuje sobie prawo do osaczania mojego i wielu mieszkańców naszego miasta - „ja”. W tym szaleństwie, coraz bardziej przekonuję się, że o taką skuteczność współczesnym manipulatorom się rozchodzi. I to jest prawdziwy cel bliżej niedookreślonej, tzw. „miejscowej polityki kulturalnej”.
|