Każdorazowo początkiem nowego roku kalendarzowego wyrażamy nadzieję poprawy naszego bytowania. Doświadczywszy w minionym roku różnorakich doznań chcemy w rozpoczętym roku uniknąć powtórzenia tego, co dotknęło nas najboleśniej.
Wbrew tryumfalnym opisom działań kulturalnych, chciałoby się westchnąć nad niekompetencją dziennikarską i przemyślnymi działaniami promocyjnymi administratorów kultury samorządowej. Wiele opracowań naukowych bije na alarm przedstawiając degrengoladę kulturową lokalnych społeczności. Nie pomogą działania stawiające zasłony dymne w postaci promocji regionalnej przez naśladowców lokalnego folkloru minionej epoki. Zapomnieli, że to co jest treścią tych prezentacji to jedynie bardziej lub mniej udane próby kopiowania i upublicznienia wielu zaprzeszłych, lokalnych tradycji ludowych. Współcześni mieszkańcy marginalnie uczestniczą w tworzeniu tak opisywanej rzeczywistości. Jest im bliższa intelektualna papka globalnej pop-kultury. Z miernym wynikiem odszedł w minionym roku w zapomnienie Kongres Kultury Polskiej, na którym współcześnie rządzący chcieli pod pretekstem odpolitycznienia kultury wszelkie dotychczasowe obowiązki w zakresie mecenatu kultury ze strony państwa złożyć na karb sfery organizacji pozarządowych. I byłby to nawet niezły pomysł, gdyby jeszcze reformatorzy dookreślili wielkość finansowych nakładów na „kulturę”, a organizacje pozarządowe w swej aktywności poświęcały swe działanie na budowanie społeczeństwa obywatelskiego miast realizować indywidualne bądź zbiorowe interesy czy zachcianki. Jak wynika z obliczeń zarówno w kontekście ogólnopaństwowym jak i lokalnym, samorządowym ilość środków przeznaczanych na tę sferę funkcjonowania społeczeństwa, w relacjach europejskich, jest mikroskopijna. Model funkcjonowania kultury oparty o uznaniowy system zarządzania, w dotychczasowych doświadczeniach nie spełnia oczekiwań wobec konieczności edukacji kulturalnej społeczeństwa. Polskie społeczeństwo jest słabo wykształcone, niechętnie uczestniczące w kulturze, niedbałe o otoczenie i przesiąknięte codziennym, pospolitym chamstwem. Nie za wszystko da się obciążyć winą rząd, inne władze czy telewizję. Politycy jednak nie chcą o tym mówić do własnych wyborców, a publicyści do swoich czytelników. Przyczyny wielu polskich niepowodzeń pozostają więc nierozpoznane. Słabe wykształcenie i niski poziom kultury jest również powodem braku rozeznania w mechanizmach demokracji, wolnego rynku i otwartego, pluralistycznego społeczeństwa. Dezorientacja wynika z ignorancji, a często pokrywana jest prymitywną arogancją. Wobec wielokrotnie ponawianych prób poszerzenia i usankcjonowania oferty edukacyjnej czy animacyjnej napotykaliśmy kolejne piętrzące się przeszkody biurokratyczne. Część z tych działań wynikała zapewne z literalnie traktowanego zapisu prawnego ustaw regulujących tę sferę życia społecznego. Obawa o przekroczenie sztucznie wyznaczonych granic odpowiedzialności za aktywność społeczną mieszkańców prowincji paraliżowała tychże administratorów wobec coraz częstszych propozycji przekraczania barier. Transgresja była i jest w dalszym ciągu zjawiskiem niepożądanym. Łamanie stereotypów przypisywane było, ale i w dalszym ciągu jest, chęci stawiania oporu wobec sprawującej władzy kolejnej grupy nazywanej zupełnie niesłusznie – samorządowcami. Należy pamiętać, że ludzie ci są jedynie radnymi bądź administratorami w służbie lokalnej społeczności. To mieszkańcy są podmiotem w procesie sprawowania władzy w społeczeństwie obywatelskim. Problem w tym, że współcześnie nie funkcjonują zachowania aktywizujące uśpione społeczeństwo obywatelskie. Jednym z ważniejszych wniosków skierowanych w trakcie Kongresu do rządu jest odpolitycznienie kultury na wszystkich szczeblach sprawowanej władzy. Sprawowanie twardego nadzoru administracyjnego nad sferą kultury sprawia, że politycy uczestnicząc w wydarzeniach kulturalnych wykorzystują każdą okazję do autopromocji. Patronat taki wiąże się z finansowym wspieraniem tych inicjatyw ze środków będących w dyspozycji lokalnych celebrytów. W chwili obecnej, pomimo determinacji wielu animatorów kultury pracujących w samorządowych strukturach kultury, najczęściej wobec nowych propozycji organizacyjnych i programowych występuje opór lokalnych grup nacisku jak i urzędowych mocodawców. Ekonomiści i biurokraci uczestniczący w obradach Kongresu Kultury Polskiej jak i podejmujący współcześnie zarządzanie kulturą samorządową pokazali, że nie rozumieją specyfiki dziedziny, którą chcieliby zarządzać, nie mają języka, którym potrafiliby w sensowny sposób o niej mówić, a większość praktyków kultury mających rozeznanie nie tylko w jej treści, ale również w sposobie jej społecznego i instytucjonalnego funkcjonowania, puka się w głowę, słysząc recepty na "uzdrowienie" sytuacji. Powszechnie odczuwalna jest również ironia całego przedsięwzięcia: w momencie, gdy neoliberalizm wpadł w poważne tarapaty na terytorium, które powinno być jego niepodzielną domeną - czyli na rynkach finansowych - jego luminarze rozpoczynają krucjatę na terenie, o którym nie mają pojęcia, mówiąc nam, że wiedzą lepiej niż my, co trzeba z nami i dla nas zrobić. Mieć marzenia to nie tylko posiadać wyobraźnię, mieć marzenia to chęć ich spełniania i poświęcenia wiele, aby się ziściły. Marzenia to także nadzieja, a zarazem motor napędowy dający energię do działania i to w dodatku z zwielokrotnioną siłą. W momencie, gdy chcemy się już poddać, odpuścić i po prostu usiąść i zapłakać, powraca marzenie. Ta zwyczajna imaginacja powoduje, iż znów podejmujemy walkę. Nawet, jeśli staniemy się bezdomni, będziemy bez pieniędzy oraz wszelkich powszechnych wygód, możemy zacząć od nowa. Przecież i tak sytuacja socjalna prawdziwych animatorów kultury niewiele odbiega od stanu pełnej marginalizacji ekonomicznej. Bitwa toczy się przecież o przyszłość, która ma być lepsza, szczęśliwsza i w dodatku taka, jaką sobie wymyśliliśmy. Jednakże tutaj, pojawia się pewne ograniczenie, czy sytuacja, w której się znalazłem nie przekreśla wszystkiego? Kiedyś ktoś powiedział, że z marzeniami trzeba bardzo ostrożnie postępować, bo mogą się spełnić....
|