Jedno z zasadniczych pytań towarzyszących Kongresowi brzmiało: „Czy kultura, czyli tworzenie filmów, teatru, muzyki, powinna być utrzymywana przez państwo, czy poddana prawom rynkowym?” Celem tego Kongresu, zdaniem ministra kultury i dziedzictwa narodowego było wypracowanie nowej strategii rozwoju polskiej kultury, która winna być zdaniem ministra poddana regułom rynkowym.
Popierając ten sposób realizacji zadań państwa, Leszek Balcerowicz wspólnie z Jerzym Hauserem udowadniali, że odpowiedzialność państwa wobec sektora kultury powinna odbywać się na warunkach rynkowych. Propozycja ta spotkała się na wstępie obrad Kongresu ze zmasowanym atakiem intelektualistów i twórców kultury. Uczestnicy Kongresu wielokrotnie żywiołowo reagowali na wypowiadane kwestie, popierając opinie twórców. Agnieszka Holland – reżyser filmowy, przypominała, że nigdzie na świecie kultura wysoka nie jest poddana regułom ekonomii. Waldemar Dąbrowski, dyrektor Teatru Wielkiego i Opery Narodowej w Warszawie zarzucał Hauserowi brak realizmu w jego propozycjach urynkowienia kultury, stwierdził również, że zadaniem numer jeden kultury jest podnoszenie kompetencji kulturalnych polskich obywateli. Zarówno w materiałach analitycznych przygotowanych na kongres jak i w żywiołowych wypowiedziach twórców i teoretyków kultury zawarta była ocena współczesnej kondycji kulturowej polskiego społeczeństwa. „Obecne propozycje zmian idą w innym kierunku. Zamiast społeczeństwa obywatelskiego tworzymy warunki dla wyhodowania bezwolnej ludzkiej masy, kierowanej przez ekspertów i specjalistów od zarządzania.” (Tygodnik Powszechny – Ewa Majewska, Kuba Szreder). Tworzy to system zniewalający obywateli zarówno w przestrzeni ekonomicznej jak i w zakresie aktywności obywatelskiej. Administracyjny aparat państwa w skuteczny sposób blokuje wszelkie przejawy aktywności obywatelskiej, za przyzwoleniem tych samych obywateli, wybierających pozorną aktywność społeczną realizowaną w ich imieniu przez aparat urzędniczym na każdym szczeblu zarządzania. „Źródłem komunikacyjnego impasu jest zderzenie dwóch całkowicie różnych języków. Z jednej strony mamy rządową wizję kultury, wspierającą się na pragmatycznych podstawach. Zgodnie z nią, jeśli już coś zmieniać, to przede wszystkim struktury organizacyjne. Jeśli robić rewolucję, to w modelach zarządzania i sposobów finansowania poszczególnych sektorów kultury. Z drugiej strony mamy tych, którzy stawiają pytania o pozarynkową wartość twórczości artystycznej (piękno, moralność), ale także krytycznie. Jak język kultury przedstawia rzeczywistość, w której żyjemy? Czy ją legitymizuje, czy raczej podważa? Afirmuje czy krytykuje?” (Tygodnik Powszechny - Andrzej Franaszek) Wg moich obserwacji i osobistych przemyśleń Kongres Kultury Polskiej miał być zasłoną dymną dla przygotowywanej reformy kultury, której głównym zadaniem byłaby dalsza oszczędność nakładów na działania w sferze kultury. Brak było natomiast wyraźnej refleksji nad rzeczywistym stanem świadomości kulturowej naszego społeczeństwa, nad powszechną i obezwładniająca degradacją intelektualną Polaków. Jak można dostrzec, duże miasta Polski mogą bez ukrywanego wstydu w sferze kultury prawidłowo funkcjonować. Tam są i twórcy, profesjonalne ośrodki kultury ale jest również powszechnie zauważany odbiorca i uczestnik działań kulturalnych. Zupełnie odmiennie przedstawia się obraz tychże działań poza tymi ośrodkami, a wręcz tragicznie problem ten występuje na dalekiej od centrów kulturalnych, prowincji. Zjawisko to dostrzegli organizatorzy Kongresu, zapominając jednocześnie o problemie tym porozmawiać na forum. Być może sami twórcy (Rada Programowa Kongresu) nie mieli wiele w tym zakresie do powiedzenia. Zapomnieli natomiast o problemy te zapytać animatorów kultury z tychże prowincjonalnych ośrodków, pozwalając na swobodną wypowiedź uczestników Kongresu. To sami animatorzy mogliby wypełnić tę lukę w programie spotkań kongresowych. Trudno opierać współczesne opinie o prowincjonalnym modelu kultury w oparciu o wyrywkowo sporządzone raporty stanu tych działań w ośrodkach mazowieckich. Niski potencjał kapitału kulturowego mieszkańców polskiej prowincji tworzy zjawisko powszechnej absencji mieszkańców prowincjonalnych regionów kraju w profesjonalnej ofercie kulturalnej. Brak mechanizmów finansowych aktywizujących mieszkańców małych ośrodków, wspierających potencjalną ofertę profesjonalistów obniżają poziom uczestnictwa w kulturze do poziomu pop kultury. Brak aktywnego udziału w wymianie poglądów spowodował ograniczenie szans na przekazanie informacji o patologiach w realizacji zadań związanych z kulturą w strukturach samorządu gminnego – małych miast. System ten ogranicza możliwości edukacyjne w kulturze. Akcenty przesunięto na zadania opiekuńczo – wolnoczasowe finansowane ze środków przeznaczonych na przeciwdziałanie alkoholizmowi. Środki budżetowe na kulturę w strukturach miasta przekazywane są na organizację imprez rozrywkowych zakupując usługi w agencjach artystycznych. Czy więc w neoliberalizmie jest możliwa w ogóle – kultura? Prowadzona dyskusja o reformie kultury toczy się tak naprawdę o wysoka stawkę, o kształt naszej demokracji? To w trakcie Kongresu usłyszeliśmy bardzo konkretne i ostre riposty wobec liberalnych pomysłów reformy sfery kultury. Redaktor Jacek Żakowski (Polityka) wytknął wręcz prof. Leszkowi Balcerowiczowi promowanie rozwiązań liberalnych opartych o liberalne projekty drapieżnego kapitalizmu XIX wieku, podczas gdy gospodarka światowa opiera się o zupełnie inne rozwiązania teoretyczne inwestując w kapitał ludzki w rozwój kulturowy mieszkańców. Z perspektywy minionego Kongresu coraz bardziej jestem przekonany do treści opinii wyrażonej przez dziennikarzy zawartej w materiałach prasowych towarzyszących kongresowi: „To nie kultura potrzebuje ćwiczeń z przedsiębiorczości, lecz rynek – rewolucji kulturalnej.” (Tygodnik Powszechny – Grzegorz Jankowicz)
|